Moja akcja taboret zaczęła się od zauroczenia pieńkami. O ile ze zorganizowaniem pnia nie byłoby większego problemy, to już z jego suszeniem byłby ogromny.
Dlatego pomysł "pień" musiał przerodzić się coś innego...akcje przyspieszyła akcja zmiany miejsc grzejników i małego przemeblowania w sypialni. Nie miałam na czym postawić lampki nocnej wiec rozpoczęłam akcje szukania krzeseł...chciałam coś prostego, drewnianego i surowego...
Znalazłam piękne cuda, ale ceny powalające jak za kawałek surowego drewna...
Będę w Polsce kiedyś samochodem to z pewnością zmajstruje coś docelowego ;)
Przeglądając rożne inspiracje natknęłam się na "projekt stołek".
Oj bardzo mi się podobają...
Ciągle do nich wzdycham... pamiętam takie stołki z dzieciństwa...
Tymczasem mój taboret, zadomowił się w salonie...M. krzyczy, ze pomalować trzeba,
a ja się buntuje...
Zdjęcia przed jak zwykle nie zrobiłam.
Byl cały w farbie i z dziwnym kolorem lakieru...
W czwartek ruszamy na podbój Bretanii!
Mam nadzieje, ze sztormy się uspokoją!
Milego tygodnia!